Nie sposób nie zauważyć, że w ostatnich latach nasze portfele zaczęły pękać w szwach. Nie jest to efektem nadmiaru gotówki, a coraz większą ilością kart z przeróżnych sklepów. Niektórych irytują, inni je ignorują i wyrzucają, ale jest też cała rzesza konsumentów, którzy sprawdzają jakie mogą odnieść korzyści z tego kawałka plastiku. Czym są te wszechobecne karty? To tzw. programy lojalnościowe.
W gruncie rzeczy to zabieg marketingowy, który ma przynieść korzyści przede wszystkim firmie, która go kieruje do konsumentów. Ma sprawić, że klient będzie regularnie wracał i nie zmieni marki, głównie dlatego, że zaproponowano mu jakieś bonusy za lojalność. Początkowo takie programy lojalnościowe proponowały tylko stacje benzynowe. Tankując u tego samego dystrybutora paliw regularnie można było zbierać punkty i wymieniać je na nagrody z katalogu.
Potem takie praktyki zaczęły stosować marki odzieżowe i wszystkie markety wielkopowierzchniowe. Coraz częściej w czasie zakupów można było usłyszeć pytanie „czy ma Pan/Pani naszą kartę?”. Dziś karty lojalnościowe wręczają apteki i przeróżne sieciówki, ale też małe firmy, np. lokale gastronomiczne czy sklepy z artykułami papierniczymi lub dziecięcymi.
Formy programów lojalnościowych są różne:
Oczywiście możliwości jest więcej, wymienione zostały tylko najpopularniejsze. Takie programy lojalnościowe mają czasami jeszcze jeden cel, poza zatrzymaniem klienta. Chodzi o sprzedaż wiązaną, kiedy firma wynagradza klienta np. za zakup biletu lotniczego nie dużymi zniżkami, ale na zakupy w sklepie na lotnisku bądź na wynajem samochodu.
Zazwyczaj tak. Niezależnie od formy, jaką przyjęła firma, można coś zyskać. Dlatego warto kupić sobie specjalne etui na karty lojalnościowe, żeby nie przeszkadzały w portfelu i korzystać z możliwości. Szczególnie, kiedy kartę zaproponuje sklep bądź punkt usługowy, z którego korzystamy regularnie.
Jedno, na co trzeba zwrócić uwagę, to ceny. Jeśli to np. stacja paliw, która ma dużo droższe paliwo, to trzeba zastanowić się gruntownie nad wartością i dostępnością bonusów. Może się okazać, że przepłacanie za paliwo zupełnie się nie kalkuluje i lepiej tankować na stacji z gorszym programem lojalnościowym, ale tańszym paliwem. Trzeba po prostu umieć liczyć, by nie stać się ofiarą sprytnego marketingu.